top of page

Powstanie styczniowe na Zamojszczyźnie.

Tekst opracowano na podstawie "Wspomnienia Stanisława Dekańskiego o powstaniu styczniowem w Zamojszczyźnie 1920" . Wspomienia spisał Stefan Pomarański.

 

"Stanisław Leon Dekański urodził się 18 listopada 1846 roku z ojca Adama i Marji z Zarzyckich (Pan Minakowski w " Genealogii Potomków Sejmu Wielkiego" podaje inne dane matki, lecz jak nam potwierdził nigdy nie dotarł do ich metryk, więc podał za innymi. " matka Aniela Zarzecka"), we wsi Rybnicy w parafji

Tomaszowskiej. Rybnicę ojciec jego . dzierżawił od 1831 roku, wraz z prawem pańszczyźnianem do okolicznych sześciu wsi, od hrabiego ordynata Zamoyskiego. Przedtem trzymał Łabuńki, od­legle o 5 wiorst od Zamościa, w których jednak, podczas oblę­żenia przez rosjan twierdzy w 1831 roku, został zrujnowany doszczętnie przez wojska rosyjskie: ich obóz i szańce objęły labunieckie pola, niszcząc „pełne plony"... "  W Rybnicy rodzinę Dekańskiego opuszcza szczęście,  pożar niszczy gorzelnie, przez co rodzina zmuszona jest wyprzedać majątek by pokryć wierzycieli. Po wyprzedaży przeprowadzają się do Zwierzyńca gdzie po roku ojciec Stanisława umiera, pozostawiając żonę z szóstką dzieci, Stanisław najmłodszy ma dopiero 6 lat. Cztery lat później umiera także matka Stanisława a on sam trafia pod opiekę siostry do Osuch.

W wieku 16 lat pracuje już w Zwierzyńcu na posadzie kancelisty. I tam zastaje go Powstanie Styczniowe.

Jak pisze Stanisław, powstanie zaskoczyło ich młodych, możliwe dlatego że do młodych nie miano zaufania. Ostatecznie o Powstaniu, Stanisław dowiaduje się już po wybuchu w mieszkaniu swego kolegi. Od razu przyłącza się do grupy powstańców, od początku tez zauważalny był całkowity chaos i brak organizacji, a także brak logiczne myślenia przy atakach na o wiele większe siły wroga.

Prawie od początku Powstania (23 stycznia 1863 roku), Stanisław trafia pod dowództwo Gramowskiego. Ostatnie dni stycznia upływają na rożnych mniejszych lub większych potyczkach, a po nieudanym ataku na koszary w  Szczebrzeszynie przenoszą się do Florjanki, stąd też Gramowski uderza na Tomaszów, zajmując go tymczasowo w nocy 30 stycznia (taką datę podaje Dekański), by zaraz opuścić pod naporem wroga.

W czasie ataku Rosjan na Tomaszów, Stanisław nie bierze udzialu,  w walce ranny zostaje dowódca Gramowski jaki ukrywa się u miejscowego żyda. Jednak parobek z chęci zysku donosi Rosjanom o pobycie Gramowskiego, co kończy się rewizją i brutalnym zabiciem. W parę miesięcy później parobka pochwycono i powieszono. 

"Po tym .zdarzeniu partja przetrzebiona i pozbawiona dowódcy przez lasy wróciła do Florjanki, gdzie objął nad nią dowództwo, na­desłany przez władze powstańcze, niejaki Piasecki, zwany „de Valne“. Ten nie zwlekając raz jeszcze poprowadził oddział na Toma­szów, skąd moskale w międzyczasie ustąpili i zajął go bez walki. Proklamował tam Rząd Narodowy, poniszczył godła państwo­we rosyjskie i zajął się organizacją polskich władz administracyj­nych. Zaniedbał natomiast służbę ubezpieczającą, powierzając ją niewyćwiczonym rekrutom z pośród miejscowych ochotników. Ci

na posterunkach pozasypiali i znienacka nad ranem napadnięci przez patrole kozackie nie zdołali już uprzedzić Piaseckiego o grożącem niebezpieczeństwie. Według Dekańskiego miało tomiejsce 7 lutego.

Powstańców zaalarmowały dopiero 2 strzały armatnie, któremi moskale poprzedzili atak na miasto. Zaskoczeni znienacka na kwaterach nie zdołali już zorganizować planowrej obrony czy odwrotu. Wybiegających z domów i zdezorjentowanych wzięła na cel rosyjska piechota, która zajęła już wyloty ulic i podążała kon­centrycznie do środka miasta, strzelając na prawo i lewo w okna i drzwi domów. Zamieszanie powiększył pożar, jaki wzniecili

kozacy w kilku punktach miasta, aby rozjaśnić panujące jeszcze ciemności. Bezbronna ludność wybiegała z domostw, by ratować dobytek, padając gęsto pod strzałajy napastników.

Powstańcy, nieopanowani żadnym rozkazem, wybiegali, a widząc co się dzieje, samotrzeć szukali ocalenia. W takim

po­łożeniu nie mogło być mowy o jakimkolwiek planowym oporze. Dowódca Piasecki nie ogarnął sytuacji, w zamieszaniu znikł, by nie pokazać się więcej. Zapewne uszedł ku granicy. Jedyny zbiorowy opór spotkali moskale ze strony oddziału jazdy. Zdołał go skupić wokół siebie Ililclien, który stanął w domu zajezdnym na rynku. Zbudzony w chwili, gdy kozacy dochodzili do ryn­ku, w okamgnieniu się ubrał, żona, która wilję dnia doń przyby­ła, podała mu pałasz i pistolety. Dosiadł konia i wyskoczył na rynek. Zbiegli się doń nasi w liczbie kilkunastu koni i przywitali wychodzących z ulic moskali ogniem. - Widząc wszakże bezo­wocność oporu, dali koniom ostrogi i po za opłotkami wrу  do­stali się z miasta ku Galicji. Granicę przeszli pod Bełżcem. Straty oddziału w tym krwawym dniu były bardzo duże. W zabitych, rannych i wziętych do niewoli wynosiły około 40 ludzi. Reszta niedobitków schroniła się w lasach, jak kto mógł. Moskale, nie spotkawszy się z oporem, ośmieleni rzucili się na bezbronną ludność-miasteczka, wyrzynająć nieszczęśliwych pod pretextem współdziałania z powstańcami. Tutaj rozgrywały się sceny wprost bestjalskie. Podpaliwszy lip. z czterech rogów dom,

wzywano mieszkańców do opuszczenia go, gdy zaś ci w popłochu wyskakiwali, strzelano w nich, jak w świce, tak że ci padali na progu swych mieszkań. Trupy i ranni żywcem paleni; wrzask nieludzki i przekleństwa napełniały szary zimowy poranek nieby­wałą grozą. Ogółem wymordowano w ten sposób 82 dusz między nimi padł lekarz Dąbrowski, nadzwyczaj szlachetny człowiek wraz z żoną młodziutką, zaledwie w półtora miesiąca po ślubie. Ja­kąś nieznaną kobietę, idącą z dzieckiem, przebito jednym pchnię­ciem i matkę i dziecię.Tak hulał półkownik Emanów, na czele 2 rot

archangiekogorodzkiego półku piechoty, 2 sotni kozaków i jednego działa.

Rozbitkowie tymczasem powoli zaczęli ściągać na punkt zbor­ny, wyznaczony w leśnej osadzie Kozaki koło Osuch, otoczonej wokół moczarami. Tam postanowili wypocząć nieco i czekać instrukcji, a zwłaszcza nowego wodza..."

 

Przedstawiamy jeszcze kilka ciekawszych opisów z regionu zawartych w opisie.

"... Dopiero w połowie sierpnia w lasach zaczął działać znów Lelewel. Założywszy obozowisko pod Józefowem, który obrał za pod­stawę dla działań najbliższych, oczekiwał na amunicję i uzupełniał szczupłe kadry nowym, licznie napływającym ochotnikiem. Wyżywieniem ludzi i koni troszczyli się okoliczni obywatele i

dzier­żawcy, co znacznie zmniejszyło troski powstańców. Zdarzył się tu wypadek następujący: burmistrzem Józefowa był jakiś starzec chorowity, .który nie mógł zajmować się z powodu podeszłego wieku swoim urzędem. Miał on natomiast sekretarza i doradcęmłodego i inteligentnego żyda, który opanował całkowicie spra­wami gminy. Odznaczał się zwłaszcza pięknym charakterem pisma, z czego słynął w okolicy. Obok - urzędu dzierżawił małyfolwark, z którego miał się niezgorzej. Otóż ten żyd okazał wiele życzliwości dla sprawy powstańczej i ujął szybko w swe ręce całą aprowizację-partji. Wszelkie darowizny i ofiary w naturze

składano na jego ręce i on dopiero dostawiał je do partji w lasy. Naturalnie miał dokładne dane o stanie, sile i rozlokowaniu od­działu.

Pewnego dnia Lelewm dał rozkaz oddziałowi jazdy, by żyda tego pod eskortą przywieziono niezwłocznie do oddziału.

Kazal zaprzągnąć wóz i baczyć, by żyd nie uszedł. Rozkaz wykonano, choć zdziwiono się jego nagłości i srogości zarządzeń. Gdy żyd dostawca stanął na miejscu, podszedł raźno do, przechadzającego się w towarzystwie kilku oficerów, Lelewela i, złożywszy ukłon, rzekł z dobrym humorem: „Na rozkaz pana półkownika przyjecha­łem; czem mogę służyć?“ Na to Lelewml z uśmiechem „Panie X„ (Dekański nie przypomina sobie nazwiska), jesteś pan posądzony

0 szpiegostwo. Rosjanie znają nazwiska niektórych, w obozie znaj­dujących się, patriotów“-. Żyd kategorycznie zaprzeczył, nazwał podejrzenie niecnem oszczerstwem. Na to Lelewel wezwał swego adjutanta Skłodowskiego i kazał przynieść list owego żyda, który wykradziono z biura komendy rosyjskiej. Dopiero wtedy, gdy zo­baczył dowód niewątpliwy i poznał własnoręczne pismo, padł bez słowa zemdlony. Natychmiast przyniesiono sznury i dokonano egze­kucji. Żyd prowokator zawisł na sośnie przydrożnej..."

 

I jeszce o wszechobecnej zdradzie w szeregach.

... Pełnił on służbę przy sztabie Lele­wela, a pieczy jego była powierzona kasa półkowa, zawierająca około 50,000 rb. Otóż po bitwie przepadł on, jak kamień w wodę, wraz z kasą. Przypuszczano, że dostał się do niewoli lub zginął. Opinja publiczna, współczując rozpaczy stroskanego ojca, szła mu we wszystkiein na rękę: przeszukano okoliczne lasy, czy czasami nieszczęsny młodzieniec nie leży gdzie ranny lub zabity, wszystko nadarmnie. Tymczasem ojciec pojechał za oddziałem, tam prze­pytywał oficerów i żołnierzy, czy o zaginionym czego nie wiedzą, lecz bez rezultatu, tymbardziej, że wraz z przegraną bitwą pod Batożem stracił kontakt z powstańcami. Zaczęto już przypuszczać, że niezawodnie zginął i nierozpoznany pochowany został wraz z innymi poległymi w jednej wspólnej mogile pod Zwierzyńcem. Przeto ojciec, uzyskawszy pozwolenie władz, zarządził otwarcie grobów i exhumację zwłok. Zjechała ze Szczebrzeszyna komisja

sądowa, 2 lekarzy i wiciu urzędników. Otwarto dwa groby: naj­większy, w którym spoczywało około 40 powstańców i drugi mniejszy, lecz z powodu zbyt dużego rozkładu ciał musiano za­niechać roboty. Groby zasypano i cala akcja nie rozwiązała za­gadki. Dopiero w kilkanaście lat potem dowiedział się Dekański,

iż cała historja zaginienia owego młodzieńca była niecnie zmy­ślona przez ojca. Za namową ojca wstąpił synalek do partji, gdzierozmyślnie postarał się o to, by mu powierzono prowianturę i opiekę nad kasą. W czasie bitwy pod Panasówką, korzystając z za­ mętu dał koniowi ostrogi i umknął z życiem i., kasą. Poszukiwa­

nia, zarządzone przez ojca, upozorowały rzeczywistość, a wraz z upadkiem powstania zapomniano o wszystkiem i gdy po pewnym czasie niespodzianie zaginiony się znalazł, oczywiście z kasą, niepodnoszono już kwestji. Ojciec stosunkami i pieniędzmi wyjednał przebaczenie władz rosyjskich, długi się pospłacało, pan z panów nadal panem pozostał i sytuacja została uratowaną... "

 

Polecamy przeczytanie całej książki, do odnalezienia w rożnych archiwach...

 

 

 

 

 

 

 

 

 

bottom of page